06 października 2020
ZBYSZEK DEPTUŁA
Zbierając myśli i szykując się do napisania wspomnienia o Panu Zbyszku Deptule, zerknąłem na zamieszczony przez niego opis na starej stronie internetowej Bednarskiej. Pan Zbyszek napisał o pracy w szkole tak: „Nie wyobrażam sobie innej pracy. To, co robię jest moją pasją”. Trudno o bardziej precyzyjny opis tego, jakim nauczycielem był Zbigniew Deptuła. Był archetypem świetnego nauczyciela do tego stopnia, że czasami wydawał się być bardziej postacią z kreskówki, niż z prawdziwego życia. Charyzmatyczny i budzący ogromny respekt (jedyny nauczyciel, na którego zajęcia przychodziliśmy jeszcze przed ich rozpoczęciem), autor niezliczonych kultowych tekstów i powiedzonek, które notowałem sobie na marginesach zeszytu, aby móc do nich wracać i się z nich śmiać podczas nauki do (licznych i trudnych) sprawdzianów, a także po prostu fantastyczny pedagog. Niezwykle profesjonalny, a przy tym jednocześnie ciepły i serdeczny. Kiedy myślę „nauczyciel”, przed oczami staje mi właśnie on (choć uczyli moi obydwoje rodzice). Oczywiście zawsze w jednej ze swoich koszulek przywiezionych z podróży po egzotycznych krajach, które nosił na każdej lekcji.
Trudno mi wybrać konkretne wspomnienie związane z Panem Zbyszkiem, ale myślę, że jest jedno, które najlepiej oddaje jego osobowość i nastawienie w czasie lekcji. Pod koniec klasy maturalnej, kiedy już zrealizowaliśmy z nim cały program obejmujący geografię rozszerzoną, Zbigniew Deptuła otworzył swój notes, przejrzał notatki z naszymi ocenami i powiedział, że poda nam wyniki, jakich – jego zdaniem – możemy się spodziewać z matury. Myśleliśmy, że udzieli nam ogólnych i raczej orientacyjnych informacji. Tymczasem, zachowując kamienny wyraz twarzy, zaczął podawać nam przedziały o maksymalnie 5 punktach procentowych różnicy. Jak się później okazało, trafił (choć nie wiem, czy to dobre określenie) bez pudła. W moim przypadku uzyskany wynik mieścił się dokładnie w samym środku tego przedziału.
Chociaż nie znałem Pana Zbyszka prywatnie (jego etos pracy nie pozwoliłby mu na nawiązywanie przyjacielskich relacji z uczniami i uczennicami), jestem przekonany, że był równie dobrym człowiekiem, co nauczycielem. Zawsze wypowiadał się o przyrodzie, ludziach i świecie z wielkim szacunkiem, wrażliwością i zrozumieniem dla różnorodności. Dodatkowo, pracował nie tylko z młodzieżą, ale także z osobami osadzonymi w zakładach karnych, wierząc w siłę i potrzebę resocjalizacji.
Zbigniew Deptuła odszedł przedwcześnie dnia 31 października 2020 roku. Zostawił w szkole po sobie wielką pustkę, jednak na zawsze pozostanie w naszej pamięci i sercach.
Autor wspomnienia: Barnaba Rud-Chlipalski, absolwent rocznika „Dziuplaki”
MAGDA FIETT
Magda Fiett odeszła od nas prawie trzy lata temu, 20 stycznia 2017 roku. Na Bednarskiej spędziła dziesięć lat, ucząc polskiego w liceum i nieistniejącym już Gimnazjum Hispaniola. Była niezwykłą wychowawczynią klas licealnych „Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji” i „Nigdy się nie dogadamy” oraz – choć tylko przez krótki czas – gimnazjalnej „Epicentrum”.
Była przenikliwą, mądrą i szanowaną polonistką – uczyła nie tylko rozumienia świata, ale i czerpania z tego przyjemności. Meandry szkolnego życia na poziomie klasy i pokoju nauczycielskiego znała na wylot, dzięki czemu z wielkim wyczuciem i taktem potrafiła wspierać nas w sytuacjach niewygodnych, niewdzięcznych czy podbramkowych.
Miała wspaniałe poczucie humoru, doceniała absurdy codzienności, czemu dała wyraz w kolekcji zdjęć światów; jej faworytem pozostawał niezmiennie „Świat orzeszków ziemnych w karmelu”. Kolekcjonowała też fotografie zjawisk świadczących o niewyczerpanej pomysłowości homo sapiens – tylko ona mogła dostrzec ukrytą w gęstym żywopłocie reklamę gabinetu dentystycznego „Ząbi”.
Magda żywo włączała się w życie szkoły. W 2012 roku przygotowała Piknik Niepodległościowy poświęcony Francowi Fischerowi, autorowi i bohaterowi niezliczonych anegdot dodających kolorytu przedwojennej Warszawie. Rok później, w ramach Dnia Rosyjskiego na Bednarskiej, przybliżyła nam postać i twórczość Wieniedikta Jerofiejewa, autora – jak lubiła mawiać – niezapomnianej powieści „Moskwa – Pietuszki”.
Magda miała niezwykły stosunek do natury – organicznie potrzebowała kontaktu z przyrodą, uwielbiała spacery po lesie, biwakowanie w chaszczach i zbieranie grzybów. Dlatego była szczęśliwa, wyjeżdżając na eko własne i cudze. Pewnej jesieni przygarnęła małego jeża, który nie miał szans na przeżycie bez pomocy człowieka. W procesie adaptacyjnym i wychowawczym jeżyka brała udział cała rodzina. Nie trzeba nadmieniać, że jeż wypoczywał w salonie, a Fiettowie po kątach.
Lubiła wstawać bardzo wcześnie, żeby w ciszy i spokoju pokontemplować otoczenie, bo wiedziała, że jak zwykle, w ciągu dnia ludzie będą się do niej zwracać z prośbą o pomoc, wsparcie i uwagę, a ona nie będzie chciała ani umiała nikomu odmówić.
Mam nadzieję, że pamięć o Magdzie, Jej dobroci, mądrości, przenikliwej inteligencji, dyskretnej obecności i krzepiąco zdystansowanym stosunku do świata, opartym na racjonalnym oglądzie rzeczywistości, będzie nam niezmiennie towarzyszyć.
Autorka wspomnienia: Kaja Rupocińska.
ELA ONYSZKO
Elę Onyszko poznałam we wrześniu 1993 roku w VI SLO w Radości, która to szkoła była moim pierwszym miejscem pracy. Ela również we wrześniu tego roku zaczęła tam pracować jako sekretarka, niedługo po przedwczesnej śmierci swego męża. A poznałyśmy się bliżej, prywatnie, kiedy na przełomie grudnia i stycznia planowałam podróż do Wenecji na wystawę „The Unknown Modigliani” ze zbiorów Paula Alexandre, zorganizowanej w Palazzo Grassi w Wenecji. Było to ogromne wydarzenie i ja musiałam tę wystawę zobaczyć. Wystawa trwała tylko do 4 stycznia 1994. Ela Onyszko okazała się jedyną osobą z moich znajomych, które zdecydowały się towarzyszyć mi w tej podróży autokarem do Wenecji zimą (nie było wówczas lotów do Wenecji). Tak zaczęła się nasza przyjaźń i tak właśnie Ela znalazła się w kilka lat po mnie w naszej szkole.
Ela uwielbiała Bednarską. Bardzo szanowała i podziwiała Krysię Starczewską, była zaprzyjaźniona z wieloma nauczycielami, Markiem Sobocińskim oraz uczniami, często wspomagając ich dobrym słowem, gdy mieli jakieś kłopoty. Ela zawsze uczestniczyła czynnie w Piknikach Niepodległościowych. Robiła smalec we własnej kuchni, kisiła ogórki, piekła chleb i potem sprzedawała to wszystko w trakcie Pikników na jakiś zbożny cel (stypendia na przykład).
Ela była osobą niezwykła, pełną życia i energii, chociaż` życie jej nie rozpieszczało. W 2006 roku niespodziewanie zmarł jej jedyny, ukochany wnuk Patryczek (jak go zawsze nazywała). Myślę, że śmierć Patryka totalnie ją załamała i pewnie ten stres był początkiem jej choroby.
Ela odeszła 26 grudnia 2011 roku. Bardzo mi jej brakuje.
Autorka wspomnienia: Elżbieta Abłamowicz
I dla mnie Ela była bardzo ważną osobą; poznałyśmy się na Bednarskiej i chyba w podobnym czasie, 18 lat temu, zaczynałyśmy tam pracę. Połączyła nas miłość do Włoch (i Włochów), uwielbiałam słuchać jej barwnych włoskich opowieści, a i ja nie pozostawałam jej dłużna. Miała niezwykły dar przyciągania do siebie ludzi; była nie tylko zabawna, była też przy tym bardzo naturalna i empatyczna; kiedy tylko widziała kogoś strapionego, potrafiła podnieść go szybko na duchu.
Pamiętam nasze poranne spotkania przy kawce; mam taki defekt, że lubię być w szkole przynajmniej godzinę wcześniej przed lekcjami. Jako pierwsza zapalałam światło w pokoju nauczycielskim, „rozgrzewałam” ekspres do kawy i kiedy po chwili słyszałam delikatne stukanie obcasami, wiedziałam, że za chwilę cały pokój napełni się zapachem Channel 5 i wesołym „świergotaniem” Eli; bardzo lubiłam te chwile. Rozmawiałyśmy o wszystkim, dzieliłyśmy się swoimi problemami i pocieszałyśmy, kiedy bywało gorzej. Ela lubiła obdarowywać prezentami i sprawiać w ten sposób radość innym; pamiętam jak kiedyś zachwyciłam się jej sukienką (choć nie jestem sukienkowa, taką bym wtedy chętnie założyła) i po jakimś czasie, zupełnie bez okazji, wręczyła mi paczuszkę, w której była ta sukienka. Nie wyglądałam w niej tak ładnie, jak Ela, ale trzymam ją do dziś w szafie i jest dla mnie cenną pamiątką.
Gdybym musiała opisać Elę tylko dwoma słowami, to powiedziałabym, że była kolorowa i radosna; kochała życie, ludzi, zwierzęta i doceniała wszystko, co od życia dostawała. Tak jak pięknie żyła, tak pięknie i godnie odchodziła z tego świata… mnie też jej bardzo brakuje, ale jestem szczęśliwa, że dane mi było ją poznać i przegadać z nią wiele godzin. Żegnaj Elu, odpoczywaj w pokoju.
Autorka wspomnienia: Katarzyna Sołdacka
IRENA DZIERZGOWSKA
Irena Dzierzgowska była współzałożycielką naszej szkoły – I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego zwanego „Bednarską”. Jeszcze zanim szkoła powstała, jako matka naszej przyszłej uczennicy Ani Dzierzgowskiej, uczestniczyła aktywnie w spotkaniach nauczycieli, uczniów i rodziców, którzy wspólnie przygotowywali program niezależnej szkoły, którą chcieliśmy stworzyć. Kiedy w czasie rozmów Okrągłego Stołu udało się wynegocjować prawo do zakładania szkół autonomicznych prowadzonych przez inne podmioty niż państwo, w których mogły być realizowane innowacyjne koncepcje edukacyjne i wychowawcze, mogliśmy we wrześniu 1989 roku oficjalnie ogłosić powstanie naszego liceum. Irena Dzierzgowska współdziałała w organizacji szkoły. Przez wiele lat pełniła funkcje przewodniczącej Towarzystwa Przyjaciół I SL0 organu kierowniczego naszego liceum. Jej wiedza i doświadczenie były dla funkcjonowania szkoły bezcenne. Dzieliła się z nauczycielami swoją wiedzę na temat tego jak rozwijać zainteresowania uczniów, jak uczyć ich samodzielnego i krytycznego myślenia, pracy zespołowej i współodpowiedzialności za tworzoną z innymi wspólnotę społeczną. Czynnie wspierała program szkolnej demokracji – była posłanką w szkolnym sejmie i działała w Radzie Szkoły. Kiedy w roku 1997 została powołana na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej nie mogła już tak aktywnie uczestniczyć w życiu szkoły, ale uzyskała szansę na upowszechnianie idei edukacyjnych, które realizowała wspólnie z nami na Bednarskiej.
„Bednarska jest największym sukcesem Trzeciej Rzeczpospolitej” – tak po latach podsumowała swoją współpracę z naszą szkołą.
Autorka wspomnienia: Krystyna Starczewska.