Maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji
(w wersji spolszczonej: Maharadża Digwidżaj Singh)
Urodził się w 1895 roku, w arystokratycznej hinduskiej rodzinie. Po stryju odziedziczył położony w północno-zachodnich Indiach stan Navagar („Dobra Ziemia”). Był przewodniczącym Izby Książąt Indyjskich, jednym z pierwszych przedstawicieli wyzwolonych Indii w ONZ i człowiekiem wielkiego serca…
O Polsce usłyszał po raz pierwszy w latach 20, gdy mieszkając wraz ze stryjem w Szwajcarii, poznał bliżej tamtejszych sąsiadów – państwa Paderewskich. Rozmowy i dyskusje na temat naszego kraju, które miały tam miejsce, zrobiły na młodym księciu takie wrażenie, że do końca swych dni nie przestał czynnie interesować się jego losami.
W 1942, w zaledwie kilka miesięcy, w indyjskim stanie Gujarat, w Balachadi koło Jamnagaru, niedaleko letniej rezydencji maharadży, powstało duże osiedle mieszkaniowe, w którym mogło żyć około tysiąca osób.
Jam Saheb, oprócz osobistego wkładu finansowego i własnej pracy, nakłonił także Izbę Książąt Indyjskich, aby przyjęła na siebie dobrowolne zobowiązanie utrzymania pięciuset polskich dzieci do końca II Wojny Światowej. Ponadto – niezależnie od swego zaangażowania w budowę osiedla – przez cały okres jego funkcjonowania wspierał skromną kasę ośrodka dodatkowymi ofiarami pieniężnymi.
W relacjach ówczesnych dzieci, które miały okazję mieszkać w osiedlu, najbardziej podkreślana jest jednak jego wielkoduszność, otwartość na polskich uchodźców, szczere zainteresowanie ich osobistymi problemami i radościami, gościnność, łagodność, spontaniczność, duże zaangażowanie w całe życie osiedla. Brał udział we wszystkich ważnych uroczystościach, spacerował po osiedlowych uliczkach, zaglądał do bloków dzieci i rozmawiał z nimi. Żywo interesował się polską kulturą:
„…z kolejnego wyjazdu przywiózł sobie z Londynu „Chłopów” Reymonta, przetłumaczonych na język angielski. Książkę tę zaliczał do swych ulubionych lektur. Bardzo podobały mu się też nasze tańce i stroje ludowe. Z wielkim zainteresowaniem oglądał też nasze inscenizacje teatralne oraz różnego rodzaju pokazy i zawody sportowe. Praktycznie nie opuścił żadnej premiery. Potrafił szczerze bawić się na jasełkach, wzruszać perypetiami „Kopciuszka”, jak i głęboko przejmować losem „Kordiana”. Zazwyczaj przed przedstawieniem prosił o przetłumaczenie tekstu lub o dłuższe wprowadzenie. Reagował spontanicznie: widocznym wzruszeniem, śmiechem, oklaskami. Był naprawdę wdzięcznym widzem. Po spektaklu zapraszał młodych aktorów na uroczysty, wspólny podwieczorek, obdarowywał ich słodyczami. Na zakończenie zawsze pozował do wspólnego zdjęcia. Gdy mu się coś wyjątkowo podobało, zapraszał nas do pałacu, abyśmy powtórzyli występ. Było to nie lada wydarzenie, a ponadto związane z sympatycznym „party”, na którym obżeraliśmy się różnymi smakołykami. Krążył wśród nas, rozmawiał, zachęcał do jedzenia, młodsze dzieci brał na kolana i pieszczotliwie głaskał. Jak przystało na gościnnego gospodarza, oprowadzał nas po swym rodowym olbrzymim, przepięknym pałacu, zbrojowni i podziemnym skarbcu.
12 maja w Osiedlu odbywało się uroczyste poświęcenie sztandaru hufca harcerskiego. Uroczystość zaszczycił swą obecnością nasz wielki przyjaciel maharadża His Highness Jam Saheb Digvijaysinhji. Wręczając sztandar phm. Janinie Ptakowej, wygłosił piękne przemówienie, mówiąc m.in.:
…”Jest to dla mnie i mojej żony wielki zaszczyt, ze zostaliśmy rodzicami chrzestnymi tego polskiego sztandaru. Niechaj te srebrne gwoździ, które wbijamy w drzewce tej flagi będą gwoździami wbitymi w trumnę wrogów wolności i Waszych domów…
…Ja zawsze pozostanę wierny i lojalny wobec Polski, zawsze będę sympatyzował z przyszłością waszego kraju. Jestem pewny, że Polska będzie wolna, że Wy powrócicie do waszych szczęśliwych domów, do kraju wolnego od ucisku. Duch Polski, który jest znany w całym świecie, jak długo pozostanie takim, jakim jest teraz, wywalczy wolność kraju. Ochraniajcie ten sztandar nawet życiem własnym, ponieważ natchnieni takim duchem zawsze pokonacie wszelkie przeciwności…
…W historii Jamnagaru dzisiejsze wydarzenie pozostanie zawsze jako jedno z najpiękniejszych, które kiedykolwiek miało miejsce. Niech was Bóg błogosławi i pozwoli wrócić do prawdziwie wolnej i szczęśliwej Polski”.
Bardzo smutne było pożegnanie z maharadżą, po likwidacji Osiedla w 1946 roku. Na dworzec kolejowy przyjechał osobiście. Żegnał się ze wszystkimi dorosłymi. Podchodził też kolejno do poszczególnych grup dzieci. Ze starszymi rozmawiał, młodsze głaskał lub przytulał do swego potężnego torsu. Widać było, że rozstanie sprawiało mu wielką przykrość. Wielce wzruszony, co chwila wycierał zwilgotniałe oczy. Może przeczuwał, ze rozstajemy się na zawsze. Taki to był ten nasz polsko-indyjski maharadża.”
Zmarł w 1966 roku w Bombaju.